TRUCIZNA AUTORYTETU

Jednym z moich ulubionych pytań zadawanych biznesmenom oraz innym osobom publicznym jest pytanie o autorytety. W dobrym tonie jest jakieś mieć. Ale czy warto?

Ukryte, podprogowe struktury stosowane w edukacji sprzyjają autorytetom. Obśmiewał to już Gombrowicz, gdy w „Ferdydurke” pisał o zachwycającym poecie Słowackim, którego wtłaczano uczniom w głowy przy użyciu przemocy. Ale czy od końca lat trzydziestych XX wieku tak dużo się zmieniło? Sam doskonale pamiętam legendarne pytania polonistów o to „co poeta miał na myśli”. Pamiętam też, że sam zadawałem wtedy pytanie: „a po co mi ta wiedza?”. Odpowiedzią był albo krzyk, albo pełna wściekłości cisza. Czyż nie brzmi to znajomo?

Ustrukturyzowana wiedza podawana w europejskich systemach edukacji jest oparta na autorytetach. Wynika to z głębokich uwarunkowań kulturowych i historycznych. Masowa edukacja jest produktem XIX wieku, a były to czasy superkonserwatywne. We Francji Kodeks Napoleona dawał ojcu władzę nad życiem i śmiercią członków całej rodziny, a dzieci nieślubne wyrzucał poza nawias społeczeństwa. Kary cielesne w szkolnictwie były normą. Czy w takich okolicznościach mógł być silniejszy argument, niż ten bazujący na autorytecie?

W początkach XXI wieku takie podejście do edukacji jest śmiertelnie groźne. Autorytet jest bowiem bardzo trwałym narzędziem petryfikacyjnym. Ustala quasi-mistyczny porządek rzeczy, wywołuje strach i amputuje indywidualność. Jakie mogą być tego konsekwencje w czasach gdy wiedza jest jednym z najskuteczniejszych sposobów sprawowania władzy?

Chcąc czy nie chcąc, autorytet staje się uniwersalnym miernikiem tego co warto i czego nie warto robić. Wyznacza wszelkie granice, choć robi to jedynie w oparciu o własne, ograniczone horyzonty. Co gorsza, staje się też miernikiem wartości człowieka. Bo jeżeli autorytet zachowuje się w sposób najlepszy z możliwych, to jak należy się zachowywać? Owocuje to trwałym kalectwem kreatywności i upośledzeniem inicjatywy. Nie wspominając o wpojeniu toksycznego poczucia winy…

Nie każdy autorytet w procesie edukacji jest świadomy grozy odgrywanej przez siebie roli. Nie zmienia to jednak faktu, że władza autorytetu w edukacji to najgorsze przekleństwo.

Czy istnieje sposób na upodmiotowienie ucznia w edukacji? Kluczem jest potraktowanie go jako centrum procesu kształcenia. Prowadzenie dyskusji na równych prawach. Przyjęcie do wiadomości, że mamy do czynienia z nosicielem wartości i poszukiwaczem własnego miejsca na ziemi. Bo czy stać nas na to, żeby nasze dzieci musiały pokonywać te same edukacyjne zmory co my? „Tylko głupiec czyniąc to samo oczekuje innego rezultatu…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *