LEPIEJ PÓŹNO NIŻ WCALE

Nie tak dawno w prasie napisano o grupie więźniów osadzonych w zakładzie karnym w Radomiu. Nie chodziło jednak wcale o opis kolejnego brutalnego przestępstwa, ani nawet o analizę kolejnego nieumiejętnego postępowania polskiej prokuratury. Nikt nikogo nie znieważył, a policja nie nadużyła siły. Cóż więc się stało? Otóż grupa radomskich więźniów uzyskała… stypendia uniwersyteckie.

Sytuacja nie jest typowa, to pewne. Z jednej strony świadczy ona o zauważalnym kryzysie polskiego szkolnictwa wyższego. Władze Uniwersytetu Technologiczno-Humanistycznego w Radomiu nie ukrywały bowiem, że zaproponowały studia więźniom dlatego, że miejsca na uczelni wciąż były, brakowało za to chętnych. A więc na uczelniach bez wątpienia miejsc jest już więcej niż studentów – co do tego nikt nie może mieć wątpliwości. W ten sposób elitarny i wyjątkowy charakter wykształcenia uniwersyteckiego definitywnie odchodzi do przeszłości. Jeżeli wziąć pod uwagę, że studentami zostają więźniowie, dla wszystkich obserwatorów musi to być jasne.

Z drugiej strony, po raz kolejny okazuje się, że kryzys rodzi okazje i możliwości. Mobilizuje i skłania do przełamywania własnych ograniczeń i strachów. Rektor radomskiej uczelni, który zdecydował się przyjąć w studenckie szeregi osadzonych w więzieniu musiał nasłuchać się wielu krytycznych uwag na ten temat. Zarzucano mu, że hańbi uniwersytecki etos. Ale czy rzeczywiście? Uważne, chłodne spojrzenie na rzeczywistość nakazuje poszukiwanie studenta, tam gdzie można go znaleźć. Czy przypadkiem fakt, że to właśnie wśród więźniów znajdują się ludzie, którzy cenią wykształcenie nie jest wielkim sukcesem? Jest. I to tyleż polskiego więziennictwa, co i rektora UTH.

W końcu jest i trzecia perspektywa. Radomscy więźniowie zrozumieli, że edukacja jest bardzo potrzebna i że po prostu przydaje się w życiu. Według relacji wykładowców UTH studenci z więzienia są bardziej sumienni i uczciwsi, niż ich koledzy stale przebywający na wolności. Nie ściągają, przyznają się do niewiedzy, rzetelnie przygotowują się do egzaminów i kolokwiów. W nauce widzą sens.

Jak można skomentować tak niezwykły przypadek? „Więzienni studenci” z Radomia mieli dużo szczęścia. Popełnili w swoim życiu błędy, za które przyszło im zapłacić. Jednocześnie jednak udało im się te błędy zrozumieć i, w miarę możliwości, zaczęli je naprawiać. Z pomocą przyszła im zapaść polskich szkół wyższych i operatywne działania menadżerów tych ostatnich. W końcu – byli jeszcze wystarczająco młodzi, aby mieć nadzieję na zmianę w swoim życiu. Jeszcze nie było zbyt późno na zbudowanie życiowych umiejętności. Nie przeminął jeszcze moment w którym można było je ugruntować.

Trzymam kciuki za studentów z radomskiego więzienia. Myślę, że doskonale zdają sobie oni sprawę z tego, że formalna edukacja jaką zdobywają to tylko pewna część ich sukcesu. Jeszcze istotniejsza jest ich niezłomność i wytrwałość. Powodzenia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *