AFRYKA NIE ŚPI!

Connoisseur Circle 3/2013 

CC_3_2013Mówi się czasem, że jeśli ktoś nie był w Afryce, to powinien rozpocząć jej poznawanie właśnie od Republiki Południowej Afryki, bo znajdzie tu niemal wszystko, co ten kontynent ma w sobie najlepszego – wspaniałe parki narodowe, niezwykłe góry, jedyne w swoim rodzaju pustynie, równiny i sawanny, nowoczesne miasta i gościnne nadmorskie kurorty.

W cieniu Góry Stołowej spotykają się dwa potężne oceany, a patronuje temu najdalej na południe wysunięty przylądek świata. Leży tu jedna z najwspanialszych światowych metropolii – Kapsztad – zwany przez mieszkańców RPA „miastem – matką”. W tym niezwykłym miejscu, leżącym na skrzyżowaniu szlaków żeglarskich, od ponad 350 lat stykają się kultury afrykańskie, europejskie oraz dalekowschodnie. Dlatego dziś kraj ten stanowi mozaikę ras, języków, kultur i doświadczeń. Także tu ponad 300 lat temu zadomowiła się winorośl, wnosząc zupełnie nowe smaki i aromaty do palety tego niezwykłego trunku.

Naszą podróż rozpoczynamy w Kapsztadzie. To miasto, w którym eleganckie hotele i restauracje współistnieją z portowymi knajpami, w którym można się elegancko ubrać, ale nikogo nie zdziwi też klient, który do restauracji wejdzie na boso. Nieprzypadkowo więc także i wina kupażowane w tutejszych winnicach mają podobnie wielowymiarową charakterystykę. Wielu winiarzy tworzy swoje dzieła niejako „w poszukiwaniu straconego czasu”, proponując wina „w stylu Bordeaux” (Cabernet Sauvignon, Merlot, Malbec), inni z kolei spoglądają tęsknie ku dolinie Renu lub poszukują inspiracji w Australii łącząc Cabernet z Shiraz.

Czy może być lepszy sposób na powitanie RPA niż lampka szampana wypita na wysokości 1084 m n.p.m. z widokiem na ocean? Właśnie tu się nią raczymy: na Górze Stołowej, z której podziwiać można leżący u jej stóp Kapsztad, spadające do oceanu klify i błyszczącą w słońcu taflę wody. Dla tych, w których woda obudzi tęsknotę za żeglowaniem, niezapomnianym doznaniem będzie wieczór spędzony na kapsztadzkim nabrzeżu Waterfront, gdzie na uwagę zasługuje kultowa restauracja i klub Green Dolphin.

Klimat wyjątkowego dnia dobrze podkreśli niezwykłe południowoafrykańskie Sauvignon Blanc, wino zawdzięczające swój smak spotkaniu dwóch światów – z jednej strony afrykańskie słońce, a z drugiej ścierające się ze sobą orzeźwiające bryzy znad obu oceanów. I tak, jak afrykańskie powietrze bawi się z owocami Sauvignon Blanc w ciepło-zimno, tak i my możemy zabawić się w tą grę jadąc w miejsce, gdzie doświadczymy innego oblicza Afryki. Góry i morze, sztorm i nadzieja, daleki horyzont i doświadczenie miejsc znanych do tej pory tylko z książek. No i fantastyczna kuchnia, której nieodłącznie towarzyszy Sauvignon Blanc. Portugalczyk Bartolomeo Diaz nazwał to miejsce Przylądkiem Sztormów, Francis Drake mówił o „najbardziej wyczekiwanym przylądku świata”. W tym miejscu każdy ma szansę spojrzeć na malutki skrawek lądu wytęskniony przez żeglarzy.

W takiej podniosłej chwili, myśląc o wspaniałych odkrywcach na wielkich żaglowcach, trzeba szczególnie uważać. Nieopodal Przylądka Dobrej Nadziei można bowiem napotkać znak drogowy… „Uwaga! Pingwiny”. Wyznacza on granicę kolonii tych przesympatycznych ptaków, które można sfotografować niemal na wyciągnięcie ręki i z zachwytem patrzeć na ich zabawy na plaży.

Dla kontrastu, po egzotycznych doznaniach za dnia, możemy udać się na kolację w restauracji Pigalle. Europejski, ujmujący elegancją wystrój restauracji, znanej z doskonałej muzyki tanecznej na żywo, robi duże wrażenie. Czerwone i czarne tapety, kryształowe żyrandole, dywany i piękna zastawa, a przede wszystkim – doskonałe jedzenie!
A najlepsze dopiero przed nami. Zapraszamy na spotkanie z „prawdziwie afrykańską” Afryką – trawami sawanny, ze skwarem południa i chłodem poranków. Spróbujesz raz i pragniesz więcej. Tak mówi się o Afryce, ale to samo mówią też znawcy o winie, które powstaje tylko tu, ze szczepu stworzonego z połączenia dwóch odmian czerwonej winorośli Pinot Noir i Hermitage – o jedynym i unikalnym Pinotage. Głębokie owocowe nuty i piękna barwa, niczym fiolet wieczornego nieba nad sawanną. Dni, które przeznaczymy tu na spotkanie z naturą są właśnie takie: łagodne i nieśpieszne.

Tymczasem przemieszczamy się do Johannesburga. Zamiast osławionego Parku Krugera, wybieramy mniejszy i bardziej kameralny Pilansberg. Po drodze mijamy afrykańskie wioski i dzieci biegnące do szkoły w kolorowych mundurkach. Uderzający kontrast z dobrze znanymi naszymi osiedlami – więc można żyć inaczej i być tak szczęśliwym!

W końcu, znajdujemy zakwaterowanie w jednym z wielu obozowisk w kolonialnym stylu, bezpiecznych i urokliwych. W takim miejscu zwieńczeniem wieczoru będzie relaks przy szklaneczce whisky i cygarze. Gdy już zapadamy w błogostan, wyrywa nas z zadumy konspiracyjny szept: „hippo, hippo!”. Rzeczywiście, za płotem majaczy czarne cielsko tego przesympatycznego grubaska, który de facto zabija więcej ludzi niż jakiekolwiek inne zwierzę… Afryka nie śpi!

Znakomitym podsumowaniem afrykańskich wrażeń może być kolacja w tradycyjnym obozowisku – bomie. Ognisko, pochodnie, aluminiowe talerze i kubki przywodzące na myśl doświadczenia pierwszych traperów oraz muzyka i afrykańska noc z niezapomnianym widokiem Drogi Mlecznej.

Choć zbliża się pora wyjazdu, to słońce kusi, by poszukać wina, które odpowiadać będzie mu barwą. Wielbiciele Chardonnay będą poszukiwać wina z lekkim posmakiem dębowej beczki, fani Sauvignon Blanc będą szukać orzeźwiającej kwasowości, a zwolennicy Pinot Grigio będą rozglądać się za świeżym winem bez wyraźnych nut smakowych. Mamy kandydata, który pogodzi wszystkich: południowoafrykańskie Chenin Blanc, które jest tutaj bogatsze niż gdzie indziej i wyzwala na tyle różne nuty aromatyczne, by zadowolić każdego, kto w słoneczny dzień chciałby orzeźwić się kieliszkiem białego wina.

Warto wziąć ostatni łyk, żeby obiecać sobie: jeszcze tu wrócę!

Współpraca: Aga Majkowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *