KRYZYS JAKO SZANSA

Współczesny świat jest zupełnie inny od tego sprzed 10 lat. Kompletnie niepodobny do tego sprzed lat 20. A także absolutnie odmienny od tego, jaki będzie za 10 lat. Żyjemy w świecie, w którym codziennie dostajemy od świata zewnętrznego więcej bodźców niż wczoraj. Nie tak dawno mówiło się wiele w mediach o rewolucji informacyjnej. Czas zdać sobie sprawę, że jest to permanentna rewolucja.

Rewolucja, przekształcenie, kryzys – zmiana niejedno ma imię. Stosunek do kryzysu też jest niejednoznaczny. Gdy jedni chwytają nowe szanse, drudzy próbują za wszelką cenę bronić starego porządku. W urzędowym języku chińskim słowo kryzys zawiera w sobie dwa znaki: jeden oznacza zagrożenie, a drugi okazję – ciekawe, prawda? Nie brnijmy jednak w teorię i malownicze paralele. Trzymajmy się faktów i ludzkich historii. Przyjrzyjmy się trzem z nich.

W mediach często mówi się o postulatach środowisk akademickich. Wielu nauczycieli szkół wyższych wylewa krokodyle łzy nad upadkiem społecznego prestiżu ich zawodu. Nie zadają jednak pytania: dlaczego? Tak, prawdą jest, że naukowe tradycje, podobnie jak popularne religie i związane z nimi elity, systematycznie tracą na prestiżu. Gdzie szukać przyczyn? Otóż ludzie ci nie są w stanie udzielać aktualnych odpowiedzi na powstające i istniejące już pytania. A tymczasem dzisiejszy świat inflacji bodźców każe nam oswajać się z anomaliami i nieoczekiwanymi mutacjami.

Z tego rodzaju problemem musiała się zetknąć Agata. Jeszcze będąc na studiach zauważyła swój talent do organizowania ludziom zajęć, imprez, pracy. Znajdowała staże dla siebie i innych studentów, przygotowywała wizyty w firmach, podczas których w praktyce doskonalili się oni w zarządzaniu przedsiębiorstwem, a nawet aranżowała grupowe „sesje korepetycji dla studentów leniwych”. Gdy jednak zdecydowała się zostać na uczelni jako osoba znana i powszechnie lubiana, z czasem jej atrakcyjność zauważalnie spadła. Z wolna robiło się wokół niej coraz bardziej cicho i pusto.

Gdy zdecydowała się na karierę naukową szybko zagospodarowano jej możliwości. Wpadła w wir pracy, zdobywała kolejne stopnie naukowe. Nie znosiła tego, że znaczyła coraz mniej, że biznes błyskawicznie się zmieniał (a uniwersytet: nie), że to w biznesie leżały pieniądze i rozwój. Ale brnęła dalej, choć kryzys trwał w najlepsze. W końcu, pewnego dnia dokonała na sobie samej analizy SWOT. Przerażona odkryła, że funkcjonuje w grupie kompletnie odizolowanej od świata. To właściwie nie był już kryzys, ale kompletna katastrofa: funkcjonowała w skansenie objętym ochroną dla wymarłego gatunku. Będąc na dnie rozpaczy, dostrzegła jednak światełko w tunelu. Zrozumiała, że musi iść własną drogą. Wszak lata na uczelni były czasem spędzonym w biznesowym przedszkolu. A ile można siedzieć w przedszkolu?

Zamiast w nieskończoność się frustrować, trzasnęła drzwiami uczelni. Opuszczając wzięła udział w zebraniu, na którym wygarnęła koleżankom i kolegom z uniwersytetu bezczynność, bezradność i bezmyślność. Sama otworzyła własną firmę usługową. Obecnie jeździ po świecie z wykładami i pracuje indywidualnie z klientami.

Kryzys w nauce nie jest dość przekonujący? W porządku, spójrzmy na przykład ściśle wiążący się z przemianami ekonomicznymi jakie zachodziły w Polsce. Maksymilian był wychowankiem sierocińca i rodziny zastępczej. Nie jest to najłatwiejszy start w dorosłe życie.
Matura sprawiła mu sporo trudności, ale nie poddał się i zdał ją. Rozpoczął studia, ale też szybko je porzucił. Doszedł do wniosku, że z dotychczasowej praktyki więcej wie o uprawach niż osoby, które próbowały uczyć go tego na uczelni. Był rok 1990.

Kryzys ekonomiczny w Polsce szalał w najlepsze – niepewność przyszłości byłą ogromna. Nikt nie był w stanie przewidzieć jak będzie wyglądać jutro polskiej gospodarki i czy w ogóle będzie jakoś wyglądać. Wielu mieszkańców wsi pogrążyło się w marazmie i nie próbowało w żaden sposób pokierować swoim życiem. Ale Maksymilian postąpił zupełnie inaczej. Zdecydował się na przejęcie gospodarstwa po upadłym Państwowym Gospodarstwie Rolnym, jak ładnie nazywano w Polsce kołchozy.

Wszystko zaczęło się bardzo symptomatycznie. Wracając z kościoła Maksymilian spotkał znajomego, który stał i płakał. Po prostu. Okazało się, że PGR w którym pracował płaczący upadł, a on i jego najbliżsi stracili źródło utrzymania. Zatroskany, ale i zaciekawiony Maksymilian wrócił do domu. Nie, nie podniósł zbiorowego lamentu, nie kazał też stawiać kos na sztorc, ani nie zaintonował patriotycznej pieśni. Postanowił przejąć od syndyka co bardziej wartościowe uprawy upadłego PGR. Wziął kredyt, pod zastaw poszło całe siedlisko, w którym mieszkało dziesięć osób. Był element ryzyka. Oferta została przyjęta, a pomysł chwycił. Kilka miesięcy później miał już 500 hektarów upraw. Co dla jednego jest powodem do płaczu, dla drugiego jest powodem do robienia biznesu. C’est la vie.

W końcu ostatni przykład. Klaudia, obecnie zarządza biznesem turystyczno-wycieczkowym. Maturę zrobiła po trzydziestce, a jej początki były trudne. W 2002 r., podczas kolejnego poważnego kryzysu w branży przez siedem miesięcy nie dostawała wynagrodzenia. Spała w biurze na materacu i, choć brzmi to bardzo zaskakująco, szef żywił ją, w zamian za pracę. Przetrwała tylko dzięki oszczędnościom. Szukała pracy gdzie indziej, ale nikt nie chciał jej zatrudnić. W końcu – dostrzegła w tym całym szaleństwie szansę dla siebie.

Pewnego razu obejrzała dobry film o człowieku, zarabiającym na okazjach. Zdała sobie sprawę, że te okazje były w istocie cudzymi stratami, porażkami i tragediami. Dało jej to do myślenia. W tym samym okresie szef zaczął pożyczać od niej pieniądze, a do tego oczywiście zalegał z pensją. Gdy znowu zaczęły pojawiać się zlecenia, Klaudia pracowała w czteroosobowym zespole, w którym sama była już liderem. Niedługo później dług szefa został rozliczony na udziały, a potem Klaudia wykupiła u niego 80 procent udziałów w spółce. I tak zostało. Kolejne nowe projekty realizuje już samodzielnie.

Co łączy wszystkich tych ludzi? Nie, nie to że im się „udało”. Łączy ich to, że odnieśli sukces, ponieważ odważyli się na ryzyko. Zrozumieli, że kryzys i schyłkowość stanowią w istocie szansę do wykorzystania. Nigdy nie możemy być pewni sukcesu. Z pewnością natomiast możemy wydatnie zwiększyć swoje szanse. Kluczowe są tu: praca umysłowa i zrozumienie rachunku prawdopodobieństwa. Dzięki temu permanentna rewolucja i nieustanny kryzys można przezwyciężyć. W końcu stanowią jedyną w swoim rodzaju okazję do wykorzystania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *