LEK NA ZMIANOFOBIĘ

„Biznes się zmienia. Technologia się zmienia. Zespoły się zmieniają. Zmieniają się członkowie zespołów. Ale problemem nie jest sama zmiana, ponieważ i tak do niej dojdzie. Problemem jest nieumiejętność poradzenia sobie z nią, gdy wreszcie do niej dojdzie”. Ta myśl Kenta Blacka jest cytatem-symbolem. Przekazuje skondensowaną prawdę o XXI wieku.

Przez całą dotychczasową historię, ludzkość walczyła o stabilność. O zmniejszenie amplitudy zmian. Od niepamiętnych czasów robimy zapasy żywnościowe, żeby przetrwać głód. Magazynujemy wodę, żeby nie umierać z pragnienia. Magazyny przechowujące żywność odkryto już w piramidach cywilizacji prekolumbijskich. Spichlerzy zbożowych jest też wiele nad brzegami europejskich rzek. Świadczą o zaradności i umiejętności przewidywania. Ten kto przechował cenny towar na wypadek przyszłych braków, mógł nie tylko przetrwać. Mógł również dobrze zarobić.

Dla natury zjawisko zmienności jest oczywiste. Pogoda lubi płatać figle: zdarzają się lata urodzaju i lata klęski. Jedne gatunki zwierząt wymierają, a inne się rodzą. Człowiek jednak niechętnie godzi się ze zmiennością. Nie lubimy choćby tego, że robimy się coraz starsi. Za wszelką cenę staramy się zachować młodość, wcierając w siebie rozmaite kremy i próbując odgrywać ludzi młodszych niż jesteśmy. Problemem nie jest to, że zachodzą zmiany. Problemem jest to, że ludzie nie chcą się z nimi pogodzić. Zamiast tego wybierają obietnicę wiecznej młodości. Iluzję.

Światem finansów rządzi podobny mechanizm. Od momentu, gdy rządy całego świata stwierdziły, że można zadłużać się bez końca, światową ekonomią również zaczął rządzić mechanizm iluzji. Długi państwowe są sukcesywnie rolowane. Efektywnie oznacza to, że wciąż się powiększają. W konsekwencji trudno oszacować obecne zadłużenie świata. Niektóre wyliczenia wskazują, że przekracza 2000 razy całość światowego PKB. Są to długi, których nie można spłacić. Ich bieżąca obsługa musi jednak trwać, żeby pompować krew do tętnic światowej gospodarki.

Obsługa długu jest uzależniona od wielu skomplikowanych i mało czytelnych wskaźników. Jednym z nich są raitingi – oceny ryzyka związanego z inwestycją w określone papiery dłużne. Przygotowują je agencje, starające się poskromić rachunek prawdopodobieństwa i wyprorokować przyszłość. Znaczenie tych prognoz jest ogromne. Od dobrego humoru specjalistów z agencji raitingowych zależą budżety wielu krajów. Bardzo boleśnie przekonała się o tym Grecja i miliony jej obywateli. Sęk w tym, że prognozy te są niewiele warte. Opierają się bowiem na braku kontaktu z rzeczywistością. I braku odpowiedzialności.

Wszystkim krajom świata zależy na stabilności. Im jest większa, tym swobodniej można prowadzić politykę. Łatwiej jest o pieniądze. Dla polityków najgorszym wrogiem jest w tym wypadku kryzys. Wtedy kończą się środki, zaczynają się protesty i do głosu dochodzi opozycja. Co więc można zrobić, aby kryzys się nie pojawił? Usunąć wahania. Poskromić cykle koniunkturalne. Zatrzymać zmiany. Jednym z czołowych reprezentantów takiego myślenia był dawny szef amerykańskiego banku centralnego – Alan Greenspan. Podtrzymywanie przez niego zaufania inwestorów do rynków opierało się na nieustannej ingerencji w rynek. Spłaszczanie przez niego cykli koniunkturalnych (głównie w czasie bessy) odbiło się bolesną czkawką. Najpierw w 2000 roku, gdy pękła bańka firm internetowych. A następnie w 2008, gdy załamał się amerykański rynek nieruchomości. Greenspan był już wówczas osobą prywatną. W komfortowych warunkach pisał książkę „Era zawirowań”. Jakby tego było mało, przez wielu jest w dalszym ciągu uważany za autorytet w dziedzinie ekonomii.

Wnioski z analizy stanu światowej gospodarki są przejrzyste. Próbując zdudnić zmianę do zera, osiągniemy efekt dokładnie odwrotny do zamierzonego. Stabilność osiągnięta przez zabetonowanie zmian jest krótkotrwała i iluzoryczna. Ruch jest niezbędny. W przyrodzie nie występuje naturalnie ani kolor czarny, ani biały. Jest wiele pośrednich, ale brakuje skrajnych. W przyrodzie nie występuje też cisza. Zawsze coś ją zakłóca – szmer, śpiew ptaków, ruch uliczny. Jest to wskazówka, żeby korzystać ze zmienności. Przestać się jej obawiać. Od zmiany zdecydowanie gorszy jest bowiem zastój.

Dziewiętnastowieczny brytyjski polityk Beniamin Disraeli stwierdził, że zmiana stanowi stałą. Rzeczywiście – przyjdzie na pewno. I w XXI wieku będzie przychodziła coraz częściej. Nie wiemy tylko jak będzie wyglądała. I na tym polega jej dyskretny urok. Nie ma znaczenia jak skomplikowane zbudujemy modele matematyczne, aby ją przewidzieć. Lepiej sobie to odpuścić. Zamiast tracić czas na przewidzenie nieprzewidywalnego, warto pójść w inną stronę. Warto otworzyć wrota do naszych prywatnych spichlerzy. Tam można „zmagazynować” zróżnicowane doświadczenia społeczne i rynkowe. Będą nam potrzebne w przyszłości. Dzięki nim poradzimy sobie z nieuniknioną zmianą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *