CHINY, KOLUMB I EDUKACJA

Czy wszechstronny rozwój jest rzeczywiście tak ważny? Czy dzięki niemu swoje cele mogą zrealizować nie tylko jednostki, ale także zbiorowości? Dziś często można usłyszeć opinie, iż jedynie ścisła, wąska specjalizacja umożliwia sukcesy i stabilny rozwój społeczności. Przyjrzyjmy się jak to bywało w historii.

Jednym z największych mocarstw znanych historii ludzkości było imperium cesarzy chińskich. Opierało się ono na wielkiej sile militarnej, ogromnym potencjale ekonomicznym i bardzo sprawnym systemie urzędniczym. Kto wie czy to nie ten ostatni spełniał najważniejszą rolę. Wynalazki jakie pojawiły się w Chinach w początkach naszej ery (a więc dwa tysiące lat temu!), były w tym ogromnym państwie błyskawicznie upowszechniane. Gdy wymyślono proch, znalazł on powszechne zastosowanie, podobnie było z papierem. Atmosfera panująca w państwie chińskim zachęcała do innowacji i samodzielnego tworzenia.

U podstawy sprawnego i godnego podziwu systemu urzędniczego chińskiego cesartwa znajdowały się mandaryńskie egzaminy urzędnicze. Zostały one z furią zniesione po wielu stuleciach w 1905 roku, jako relikt przeszłości. Ciekawe jednak, że Chińczycy zdali sobie sprawę, że ich znakomity system edukacyjny okazał się „reliktem przeszłości” głównie dlatego, że zaczęli wzorować się na państwach europejskich. W jakimś sensie stanowił on element przeszłości, bowiem pierwsze takie egzaminy zorganizowano czternaście wieków wcześniej. Chińscy reformatorzy z początku XX wieku stwierdzali, iż stary styl egzaminów jest kompletnie nieprzydatny w rodzącym się w bólach nowoczesnym państwie. Czy mieli rację?

Egzaminy urzędnicze obejmowały znajomość ksiąg konfucjańskich, komentarzy do nich, umiejętność kaligrafii i recytacji, znajomość cytatów z dzieł chińskich klasyków, a także umiejętność układania wierszy i pisania pracy na zadany temat z użyciem określonej liczby znaków chińskiego pisma. Bardzo charakterystyczne, że gruntownie sprawdzały one umiejętności, a nie jedynie samą wiedzę. Trwały też nie dwie godziny (jak dziś), ale trzy dni. Chiny przez długie stulecia były wielkim i silnym mocarstwem, absolutnie dominującym we wschodniej Azji. Czy byłoby to możliwe gdyby dobór urzędników był z gruntu wadliwy? Czy tak wielkie państwo w czasach bez telegrafu, radia i prądu mogłoby wykazywać się tak ogromną sprawnością i innowacyjnością? Na pewno nie. Egzaminy urzędnicze kryły w sobie jeden z kluczy do chińskiej potęgi. Najlepszym dowodem mogą być losy Chin po zniesieniu wspomnianych egzaminów. Kraj na prawie pół wieku pogrążył się w chaosie i wojnach domowych.

Jeżeli przykład chiński wydaje się zbyt odległy i mało przekonujący, to spójrzmy na Europę. To właśnie nad Loarą, w połowie XVII wieku słynny kardynał Richelieu, przygotował grunt pod najświetniejszy okres w historii nowożytnej Francji – okres absolutnych rządów Ludwika XIV. Budując nowe struktury państwowe oparł się na tzw. szlachcie sukni (noblesse de rope). Tę grupę społeczną tworzyli ludzie, zawdzięczający swoje szlachectwo zasługom położonym dla państwa. Najczęściej chodziło zresztą o bardzo solidnie wykształconych urzędników różnych szczebli. Z grupą tą rywalizowała tzw. noblesse d’epee, szlachta miecza, wywodząca swoje szlachectwo z faktu wysokiego urodzenia. Tak długo, jak w aparacie francuskiego państwa silniejszą pozycję miała grupa pierwsza, Francja stanowiła europejską potęgę. Gdy w drugiej połowie XVIII wieku zmuszona była ustąpić miejsca tej drugiej, Francja wkroczyła na drogę do upadku.

Współcześnie mało kto wierzy jeszcze w przepowiednie Nostradamusa. Cóż, takie są konsekwencje tego, że żyjemy w czasach racjonalizmu. Tym niemniej, aby prowadzić jakiekolwiek skuteczne długofalowe działania, należy planować, a co za tym idzie – próbować przewidywać przyszłość. Pomiędzy wieloma innymi rzeczami, dotyczy to także edukacji. Na tym obszarze szczególnie wiele zależy od zaangażowania rodziców. To rodzic od samego początku stanowi dla dziecka najważniejsze źródło bodźców socjalizacyjnych. W pewnym sensie rola matki i ojca przypomina rolę Krzysztofa Kolumba, organizującego wyprawę do Ameryki. Wymagało to ogromnych starań, pieniędzy, czasu, wyrzeczeń. Po drodze nie obyło się oczywiście bez porażek. Ale zapał i energia Kolumba ostateczności przeważyły szalę: zebrał trzy okręty i wyruszył w drogę do Indii, choć wielu uważało, że jego wyprawa zakończy się klęską.

Czy sam Kolumb wiedział co uda mu się osiągnąć? Nie. Płynął w nieznane. Miał jednak ideę, która przyświecała mu we wszystkich najtrudniejszych chwilach. Potrafił uśmierzyć bunty na pokładzie i zarazić swoim zapałem ciemnych marynarzy. To właśnie dzięki swojej determinacji Kolumb stał się wielkim odkrywcą nowego kontynentu. Rodzic działa podobnie – nie może mieć żadnej pewności jak zakończy się jego plan nieustannego edukowania jego dziecka. Nie wie kiedy pojawi się bunt i jakie jeszcze pojawią się przeszkody. Zasadnicze znaczenie ma jednak to, iż rodzic powinien umieć planować. Powinien mieć ideę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *