DEMONY – JAK Z NIMI ŻYĆ?

Życiowe piekło, czyli miejsce, w którym kumulujemy wszystkie swoje strachu, frustracje i do którego sami chętnie się wpychamy. Rzeczywiście istnieje. Jakby tego było mało, mamy też swoje demony, z którymi możemy walczyć. Różnica polega na tym, że do piekła idziemy na własne życzenie, ponieważ sami je sobie produkujemy, sami je przygotowujemy dla siebie. Tymczasem z naszym własnym demonem możemy się czasem zakumplować, jeżeli okaże się silniejszy od nas. Jeżeli więc na przykład za swoją słabość uznasz to, że masz słabość do kobiet, to oznacza to, że nie ma co z tym walczyć. Przeciwnie, trzeba się z tymi kobietami zaprzyjaźniać. Świadomie zresztą pada tu słowo „zaprzyjaźnić” tylko „zaprzyjaźniać”. Specjaliści mówią, że nigdy nie wiesz na sto procent, czy ta z którą jesteś to ta ostatnia.

I w takiej sytuacji można poczuć, że demony są czasami fajne, bo pokazują ci, że nie jesteś taki silny jak ci się wydaje. Sam też wiem, że nie jestem taki silny jak mi się wydaje, bo ten demon mi pokazuje, że może mnie wyprowadzić z równowagi. Gdy byłem znacznie młodszy, to kompletnie nie zwracałem na to uwagi – sądzę, że to naprawdę ciekawy przypadek. To, że w wieku 18 lat miałem działalność gospodarczą, jest w porządku. Podobnie zresztą jak to, że w wieku 19 lat byłem menadżerem. Ale jak ja wtedy patrzyłem na księgowych i doradców podatkowych? Jak na wariatów. Po prostu: gardziłem nimi.

Swego czasu miałem bardzo dobrego doradcę podatkowego w Hamburgu. Któregoś dnia powiedział mi, że mój brak czasu na zajmowanie się księgowością ściągnie na mnie wielkie nieszczęście. Jedyne co byłem w stanie wtedy z siebie wygenerować to: rany, co za idiota! Jak będę go słuchał, to skończę dokładnie tak samo jak on, co najwyżej sam będę prowadził księgowość – przecież to kompletnie bez sensu. Ale on miał rację. Moja awersja do papierów ściągnęła na mnie nieszczęście. Po pewnym czasie miałem czas, żeby na spokojnie spojrzeć na to z dystansu. Przyszedł jeden komornik, a po nim drugi, trzeci i czwarty – oczywiście pojawił się także urząd skarbowy. Przyszli nawet lokatorzy z mieszkań, które miałem kupione na wynajem, komisyjnie razem z bankiem, który przejmował ich umowy. Wtedy, dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że doprowadzenie się do ostateczności czasami wpływa na to, że zaczynasz w końcu analizować. Bo wreszcie masz czas, orientujesz się, że wszystko to co cię do tej pory od tego odwodziło było funta kłaków warte. I potem kilka razy w życiu miałem podobne sytuacje. Wtedy myślałem sobie: rany, mam się znowu doprowadzić do piekła? Nie! Wolę już zakumplować się z demonem.

Nieco inną sytuację miałem kilka lat temu. Musiałem wgryźć się w program informatyczny. I wiedziałem, że jeżeli w tej sprawie zaufam jakimś ludziom, to zapewne skończy się ona tak jak historia z księgowym. I zmusiłem się, wgryzłem się w ten pieprzony program no i połapałem się, że gdyby nie moja własna czujność, to zostałbym totalnie wyrolowany. Dzięki własnej analizie zrozumiałem w jaki sposób ten program zakrzywia liczby potrzebne do controllingu w tej spółce. Cóż, faktycznie zakrzywiał.

Spójrzmy więc jeszcze na problem demonów od strony literackiej. Joseph Conrad napisał, że „Nie ma bardziej żałosnej i pustej istoty niż człowiek uciekający przed swym demonem”. Jak tu nie zgodzić się z pisarzem? Tym bardziej, że niewiele jest rzeczy głupszych od kłótni z rzeczywistością. Rzeczywistość zawsze nas przekrzyczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *